Wszystkie Artykuły Publicystyka Kurioza Zdjęcia i filmy W trasie

Miasto, z którego przed Rosjanami uciekli wszyscy mieszkańcy (oprócz starców)

19 maja 2011, | Kategorie: W trasie | 26 komentarzy

A gdy wrócili, nic już nie było takie samo. Witajcie w Gori. Jedynym miejscu na świecie, w którym można usiąść na sedesie Stalina.


Po Gori włóczą się stadami młode, czarnowłose chłopaki. Przypominają watahy bezpańskich psów. Cholera wie, czy mogą być niebezpieczni, czy nie, ale lepiej nie szukać dymu i grzecznie się uśmiechać.

Jest w tym mieście coś, co sprawia, że nie można się wyluzować. Niby dziwne, bo generalnie Gruzja jest pozytywnym krajem, wolnym od postsowieckiej ciężkości i depresyjności powszechnych w innych pogrobowcach ludowego imperium. Reguła ta jednak nie dotyczy Gori. Gori jest trochę jak błąd w gruzińskim matriksie.

Poza watahami młodych kolesi kręci się tutaj tyle policji i żołnierzy, jakby miasto było jedną wielką komendą uzupełnień, a jego mieszkańcy dzielili się na już wcielonych w trepy i tych na wcielenie w trepy właśnie oczekujących. Niby wojsko gruzińskie to wojsko z aspiracjami natowskimi, a policja po słynnej reformie jest podobno bardziej europejska, niż sama UE, ale mnogość mundurowych w Gori nie uspokaja.

Czuć tutaj w powietrzu dziwną nerwowość, choć teoretycznie nie ma już powodu. Już dwa i pół roku minęły odkąd na kilka tygodni uciekli stąd wszyscy mieszkańcy. To znaczy – ci, którzy mogli i mieli siłę uciekać.

W czasie rosyjsko-gruzińskiej wojny w 2008 roku Rosjanie zbombardowali tutejszy szpital, szkołę, bloki przy tbiliskiej wylotówce i centralny plac miasta. Ciekawe, czy musieli bardzo się gimnastykować, by niechcący nie rozchrzanić bombą lokalnego muzeum Stalina, słynnego na cały świat. I w sumie szkoda trochę, że ani jedna bomba – choćby mała – nie trafiła w muzeum. Byłoby w tym coś cudownie symbolicznego, trochę, jak zjedzenie własnego ogona w blasku jupiterów.

Muzeum to zbieranina propagandowej jatki. Popiersia, obrazy, sztandary, ulotki, dzieła zebrane we wszystkich językach świata. Nastolatki z jakiejś wycieczki zatrzymują się dłużej przy popiersiach młodego Stalina i wzdychają. Robią sobie z nim fotki telefonami komórkowymi jak z woskową figurą Keanu Reevesa w muzeum Madame Tussauds. Nic dziwnego. Przyszły wódz Związku za młodu wyglądał jak zbuntowany aktor kina niezależnego z widokami na coroczne nagrody w Sundance. Grzywa a’la bitnik po ciężkiej nocy, zarost i apacha, jak przystało na wojującego antysystemowca. W ogóle nie przypominał siebie samego wiele lat później. Później wódz zwąsaciał, sperkaciał, wbił się w kremlowski szynel i skostniał w zimnym cynizmie. Romantyk osiągnął swoje romantyczne cele, po czym stężał w zbrodniczego pragmatyka, który romantyzmu wyzbył się do cna, by osiągnięć tych bronić. Nawet jeśli cele te, wprowadzone w życie, nic nie miały wspólnego z romantycznymi założeniami, w imię których brodaty i włochaty młody Wissarionowicz spiskował i nosił apaszkę.

Tak więc bomba federalna mogłaby spokojnie spaść na tę część wystawy, w której znajdują się wyłącznie sztandary, odezwy, dary od czołobitnych, podbitych demoludów i tłumaczenia dzieł zebranych. Tę część wystawy przechodzi się na dwóch ziewach. Ale jest też część muzeum, której byłoby bardzo szkoda. Są w niej – na przykład – papierosy Stalina wyglądające, jak biełomory. Te z długim, tekturowym i pustym w środku ustnikiem. Prawie nikt już takich nie pali, bo są obrzydliwe. I przy wciąganiu dymu tytoń leci między zęby. Młodzi bardzo je sobie jednak cenią: wyjątkowo wygodnie się z nich dżointy montuje.

Są w muzeum fajki Stalina, z których namiętnie cyckanych cybuchów zapewne nadal można by ściągać DNA. Są okulary, czapka i szynel. Są różne pierdoły, którymi sparanoizowany generalissimus otaczał się na starość i pomiędzy którymi spędził koszmarne lata nasłuchiwania odgłosów nadchodzącej śmierci. Fundując sobie samemu obficie to samo, co fundował ludziom radzieckim, z których  na każdego paragraf mógł się znaleźć.


Maska pośmiertna Stalina.

Szkoda byłaby też, gdyby bomba trafiła w wagon, którym jeździł Stalin. Wagon ustawiony jest zaraz obok budynku muzeum. Ta stalinowska salonka to coś absolutnie wyjątkowego. Można – na przykład – usiąść na tym samym sedesie, na którym Stalin siadywał w podróży. Można zawiesić wzrok na plamie na ścianie naprzeciwko sedesu, i gapić się dokładnie na to samo, na co gapił się, podskakując z gołym tyłkiem na szynowidłach i wykrotach Kraju Rad komunistyczny bóg, oddający się tym samym ludzkim czynnościom, co jednostki, które były majakowskimi zerami. Siedzący tam, gdzie nawet wódz rewolucji chodzi piechotą.

Stalin pochodził z Gori. Jego muzeum to największa atrakcja turystyczna miasta. Być może w jakiejś mierze to słynne uwielbienie dla Stalina, które jakoby mają przejawiać mieszkańcy Gori, to po prostu pielęgnowanie lokalnego turystycznego biznesu. Myśl globalnie, działaj lokalnie, jak głosi hasło. Wspieraj regionalne produkty. Gdyby Gori odebrano Stalina, najbardziej znany produkt regionalny, niewiele by tutaj zostało. Nikt by nie przyjeżdżał. Chłopaki włóczące się po ulicach nie miałyby na kogo się gapić tak, jak teraz gapią się na nas, a gapią się, jak na słabo zamaskowanych komandosów z obcej galaktyki.

W 2008 te chłopaki uciekli przed Rosjanami. Ci, którzy nie służyli w wojsku. Nie ma co się dziwić. Wyobraźmy sobie, że na miejscowość, w którym siedzimy teraz przed komputerami,  idą wojska Federacji Rosyjskiej. I że na najbliższy szpital i osiedle parę ulic dalej spadły bomby. Uciekli wszyscy. Oprócz starych ludzi. Starym się nie chciało. Dobrze pamiętali Rosjan, przeżyli w Sojuzie większość życia. Cóż się mogło zmienić. Czymże nowym mogły być dla nich ruskie wojsko. Sami w nim służyli.

Dla młodych Rosja to już obcy kraj. Wielu nawet nie mówi już po rosyjsku. Przypominają dzieciaki z któregoś kraju Bałkanów – bo Gruzja w ogóle przypomina Bałkany. Zapyzienie jej przestrzeni kulturowej przypomina bardziej zapyzienie Bułgarii czy Macedonii, niż postsowiecką rozpierduchę, którą można w czystej postaci odnaleźć – na przykład – w Armenii.

Dla młodych nadciągający rosyjscy żołnierze przypominali orków z Mordoru. Przedstawicieli Świata Zła. Świata dyktatury, sadyzmu i beznadziei. Świata, który w imię swojej imperialnej racji stanu nie pozwala Gruzji rozwijać się gospodarczo i politycznie tak, jakby chciała.

Pierwsze bomby spadły na miasto 9 sierpnia 2008 roku. To wtedy właśnie nagrano film, którego kadry poszły w świat jako najsłynniejsze zdjęcia gruzińsko-rosyjskiej wojny.

Film, który do  tej pory można obejrzeć w „Youtube”, to nagi obraz potwornego idiotyzmu, który dotknął to miasto. Ziejący obraz masakry codzienności.

Po pierwszych bombardowaniach ministerstwo obrony Gruzji oznajmiło, że miasto nie jest już miejscem bezpiecznym. To właśnie wtedy uciekli cywile, a zostali starcy. Przez chwilę Gori było miastem starych ludzi i wojska. Później uciekło wojsko. Przyszedł rozkaz, by cofać się na Tbilisi. By bronić stolicy. Wszystkie bez wyjątku źródła – rosyjskie, gruzińskie i zachodnie – piszą, że rozkaz wykonano nadzwyczaj skwapliwie. Starcy, którzy pozostali w mieście patrzyli z otwartymi szeroko oczami, jak własne wojsko ich opuszcza i pozostawia na ziemi już niczyjej. Żołnierze uciekali przed orkami z Mordoru czym się tylko dało. Podobno nawet na quadach z jakiejś lokalnej wypożyczalni. Na malowniczo położonej między zielonymi, zielonymi wzgórzami dwupasmówce z Gori do Tbilisi, którą tutaj przyjechaliśmy ledwie zipiącą wołgą, taksówką wziętą z dworca na Didube, dwa i pół roku temu zalegało porzucone przez Gruzinów uzbrojenie. Rosjanie wykorzystali potem jego zdjęcia w swojej propagandówce. Przedstawiali Gruzinów jako tchórzy. Kraj, który jest 245 razy większy od Gruzji i ma razy od niej 30 razy więcej ludności przedstawiał zaatakowaną przez siebie Gruzję jako kraj tchórzy. Rosjanie weszli do miasta starców, których nie bronił już nikt.

Muzeum II wojny światowej w Gori, przed którym płonie wieczny ogień chwały gierojów ZSRR, uzupełniono o wystawkę poświęconą wojnie w 2008 roku. Do dziesiątków gablot opowiadających o tym, jak to Gruzin Dżugaszwili, przybrawszy rosyjskie nazwisko, uratował Rosjan od nazistów, 70 lat później dostawiono kilka gablotek załącznika. W gablotkach – mundury żołnierzy gruzińskich zabitych przez żołnierzy rosyjskich w wyniku gry prowadzonej przez Putina z Saakaszwilim. Bo Saakaszwilemu nie podobało się, że Osetyńczykom nie podoba się gruzińskie państwo narodowe. Bo Putinowi nie podobało się, że Saakaszwilemu nie podobają się rosyjskie porządki geopolityczne, a za bardzo podobają mu się natomiast NATO i UE.

Muzeum jest puściusieńkie. Na placyku przed nim, wokół wiecznego ognia, młodzi popijają browary i wyrywają panny, ale w muzeum nie ma nikogo.

Pani kustosz jest zaskoczona, że ktokolwiek zajrzał. Przeprasza na chwilę dwie uczennice, którym właśnie udziela korków z angielskiego, i pokazuje nam stojące w korytarzu resztki bomby kasetowej. Bomby takie zostały parę miesięcy przed wojną w Gruzji zakazane na międzynarodowej konferencji w Dublinie, której postanowień Rosja nie ratyfikowała (Polska też nie. USA też).

Bomba kasetowa, gdy wybucha, rozsiewa wokół siebie elementy, które w fachowej mowie wojskowych nazywane są podpociskami. Te podpociski zmieniają ludzi, którzy znajdują się na trasie ich lotu w krwawe ochłapy. Bomba kasetowa, która spadła na Gori w taki właśnie ochłap zamieniła holenderskiego fotografa Stana Storimansa, gruzińskiego dziennikarza Grigola Czikladze oraz kierowcę tego ostatniego. Wszyscy oni przyjechali do Gori wtedy, kiedy wyjechały z niego gruzińskie wojska i gdy w mieście zostali sami starcy. Bomba spadła niedaleko centrum prasowego, którzy dziennikarze urządzili sobie na dachu miejskiej stacji telewizyjnej. Poszarpała innego holenderskiego dziennikarza Jeroena Akkermansa i dziennikarza z Izraela – Zadoka Yehezkelego. Zraniła jeszcze inne osoby. Rosjanie – choć w zasadzie mogli się przyznać do użycia bomby kasetowej – szli w zaparte. Twierdzili, że nie mieli żadnej potrzeby używania takiej amunicji na Gruzję. Po co.

Ze ściany muzeum patrzą ze zdjęć ci, którzy zginęli, w tym doktor Goga Abramaszwili ze zbombardowanego szpitala. Ci zabici dwa i pół roku temu wyglądają tak samo, jak chłopaki, którzy rwą panny na placyku przed muzeum i którzy włóczą się stadami po mieście. Taka głupawa myśl kołacze się uparcie w głowie, bo niby jak mają wyglądać. Stąd byli. Tu zginęli.

Pani kustosz pilnująca muzeum rosyjsko-gruzińskiego braterstwa broni w II wojnie światowej też wtedy – mówi – uciekła. Bali się – mówi – strasznie. Wszyscy uciekali dokąd mogli. Pakowali swój dobytek do samochodów, do jakich kto miał: do ład żiguli, do sprowadzanych przez Turcję bitych opli, do wypasionych  SUV-ów, do marszrutek – i jechali, gdzie kto miał rodzinę. Do Batumi, do Kutaisi, gdzie się da. Najwięcej do Tbilisi. Do stolicy. Personel szpitala uciekał karetkami.

Parę dni wcześniej, po serii incydentów zbrojnych, których inicjację obie strony przerzucają sobie z rąk do rąk niczym gorący kartofel, gruzińska armia (po raz któryś z kolei w historii poradzieckiej Gruzji) weszła do Cchinwali, stolicy Osetii Południowej. Był ranek 8 sierpnia 2008 roku. Gruzini chcieli, jak to się mówi, przywracać ład konstytucyjny na zbuntowanym terytorium. Wdali się w walki z Osetyjczykami i rosyjskimi „mirotworcami”, którzy znajdowali się na terytorium Osetii Południowej. Rozpoczęła się bitwa o miasto, w której ginęli Rosjanie, Gruzini i Osetyńczycy. O miasto, z którego mieszkańcy uciekli tak samo, jak później Gruzini uciekali z Gori. Tom Parfitt z „Guardiana”, który znalazł się Cchinwali w ramach zorganizowanego parę dni później przez Kreml wyjazdu dla korespondentów, donosił, że pogłoski, jakoby Gruzini zrównali osetyńską stolicę z ziemią są przesadzone, ale w mieście widać ślady „potwornych zniszczeń”. Pokazywano mu odłamki pocisków artyleryjskich, którymi Gruzini mieli ostrzelać cchinwalski szpital. Widział leżącą na ulicy ludzką stopę. Zniszczone gruzińskie czołgi. Ludzi, którzy popijali wino w cieniu jednego z cchinwalskich bloków i przechwalali się, że to oni te czołgi zniszczyli. Twierdzili, że nie uciekli, jak reszta, tylko poszli z granatnikami bić Gruzina. Wznosili toast „za tych, co zostali”.

Gruzini podpalili kilka osetyńskich ministerstw i pałac prezydencki. W mieście straszyły zniszczone domy mieszkalne. Rosjanie i Osetyńczycy mówili o mordowaniu przez Gruzinów ludności cywilnej. Organizacje humanitarne i BBC potwierdzają, że Gruzini mogli atakować cywili, w tym tych, którzy chronili się w piwnicach domów. Przez jakiś czas wojska Saakaszwilego panowały nad większością miasta. Rosjanie i Osetyńczycy bronili się w jego północnej części. Od jakiegoś już czasu tunel Rokijski łączący rosyjską Osetię Północną z teoretycznie gruzińską Osetią Południową wypełniony był niewyobrażalnym hałasem. To rosyjska armia – czołg po czołgu, transporter po transporterze – jechała brać udział w operacji „przymuszania do pokoju”. Tunel Rokijski to jedyna droga, którą można się dostać z Rosji do Osetii Południowej. Gdyby Gruzinom – czego podobno próbowali – udało się go wysadzić, Rosjanie mogliby znaleźć się w niezłej kropce. Nic takiego jednak się nie zdarzyło. Gruzini długo się w Cchinwali nie utrzymali. Niedługo po wyrzuceniu ich ze stolicy, Rosjanie wyrzucili ich z samej Osetii.

Wojskowe kolumny rosyjskich wojsk szły na Gori. Ci, którzy nie uciekli do tej pory, korzystali z ostatniej szansy. Drogą na Tbilisi uciekały terenówki Czerwonego Krzyża.

Trzy dni później w Gori starcy obserwowali zza firanek, jak po ulicach ich miasta snują się, chrzęszcząc gąsienicami po stosunkowo świeżo położonym asfalcie, rosyjskie czołgi.

Pani kustosz mówi, że względem tych, którzy nie opuścili miasta rosyjscy żołnierze zachowywali się “poprawnie”. Ale mniej poprawnie zachowywali się wobec cywilnej ludności szukający zemsty i łupów Osetyńczycy i członkowie formacji paramilitarnych, którzy kręcą się przy każdej wojnie. Podobno mordowali, gwałcili i grabili. Rosjanie umywali ręce i twierdzili, że nie są od tego, by pełnić funkcje policyjne. Wcześniej utrzymywali, że Gori patrolują, ramię w ramię, rosyjscy żołnierze i gruzińscy policjanci, ale była to nieprawda. Gruzińska policja stała wtedy na tbiliskiej szosie, dość daleko od miasta i pilnowała, by nikt nie wracał do okupowanego przez Rosjan miasta.

W tle rozciągały się wsie gruzińskich uchodźców z Osetii i Abchazji, które wzniesiono przy szosie-kręgosłupie kraju, łączącej Kachetią na wschodzie z Adżarią na zachodzie. Mieszkańcy tych osiedli, przypominających miniaturowe i ubogie wersje amerykańskich przedmieść, byli przerażeni. Bali się, że koszmar powróci.

Osiedle uchodźców przy trasie Gori-Tbilisi

Gruzińscy policjanci powrócili do Gori dopiero 22 sierpnia, po wycofaniu się Rosjan  i maruderów. Starcy odetchnęli z ulgą.

Teraz, prawie trzy lata później, na ulicach jest więcej żołnierzy i policjantów, niż w jakimkolwiek innym mieście. Zbombardowane bloki przy wylotówce na Tbilisi, w których gruzach tarzali się okrwawieni, otępieli od szoku cywile, są odbudowane i odmalowane. Tak samo szpital, pod którym zatrzymuje się wołgą nasz taksiarz, który przywiózł nas tu z Tbilisi za kilkadziesiąt lari.

Na alei Stalina, którą jeszcze niedawno jeździły rosyjskie okupacyjne czołgi, wiszą reklamy coca-coli.

W parku przed muzeum Stalina starsza kobieta sprzedaje orzeszki w cukrze. Udaje, że nie mówi po rosyjsku. Młodzi, którzy umawiają się w tym parku na randki nie muszą udawać: naprawdę nie mówią w tym języku. Każą mówić do siebie po angielsku.

W muzeum II wojny światowej ujęło mnie jedno zdjęcie. Zwycięscy żołnierze radzieccy składają kwiaty na grobie Straussa. Że niby wojna wojną, ale szanują kulturę i historię przeciwnika. Nie było widać, czy składający kwiaty żołnierze mają na nadgarstkach po kilka zegarków. Jak oni musieli cykać! Taka cykająca armia nie może nadejść niepostrzeżenie.


26 komentarzy do “Miasto, z którego przed Rosjanami uciekli wszyscy mieszkańcy (oprócz starców)”

  1. 1 Nina, 23 maja:

    Bardzo ciekawie napisany artykuł! Brawo dla autora!

  2. 2 robercik, 23 maja:

    dzien ostrzeliwali biedna gruzje zanim namowili ruskich do malego wypadu. prawie zapomnialem ze na cale szczescie serbowie sami zaproponowali albanczykom ze oddadza im ziemie na ktorych ci ostatni zamieszkiwali od tysiacleci….. czasami jak sie pisze jakis artykol to troche trzeba sie zastanowic co sie pisze

  3. 3 erilo, 23 maja:

    szkoda komentować tę żydomasońską propagandę

  4. 4 Mixus, 23 maja:

    Bardzo dobry artykuł. Fajnie sie czytało, chciałoby się więcej 🙂 Pozdrawiam

  5. 5 Podpis, 23 maja:

    Cóż wpółbratymcom pierwszego obywatela Gori polski prezydedent wręczał odznaczenia za walkę o wolność.

  6. 6 Noremalny polak, 23 maja:

    Przeciez to Gruzja zaczeły wojowac z ruskimi to dobrze że im dali odprawę druzgocącą zasłuzyli na to, wybrali człowieka niedpowiedzialnego wichrzyciela do niszczenia małego kraju myslac ze zgnilizna kapitalistyczna im pomoze.

  7. 7 Historyk, 23 maja:

    Nie ma na świecie takiego ochydnego i obłudnego kraju jak Rosja….który wyrządził na świecie tyle złego okrucieństwa ludziom…
    Dziś federacja rosyjska nadaję się po trybunał Haski !!!!!!!!!!..tylko kto jest w stanie do tego doprowadzić jak cały świat to jedno wielkie oszustwo..!!!!

  8. 8 Beata, 23 maja:

    Mnie się ten artykuł podobał.
    Ciekawy i niejednoznaczny (tj. jednoznacznie piętnował wojnę) ale już niczego nie wybielał, tylko konstatował fakty.

  9. 9 xxxxx, 23 maja:

    broń się kto może od tej bolszewickiej zarazy na wieki wieków.

  10. 10 zdrawo, 23 maja:

    która nienawidzi Stalina i Rosji, za to że im ziemie Polskie dała przez napaść w roku 1939 i do dzisiaj pomimo zakończenia wojny ziemie te nie zostały zwrócone Polsce. Ukraina żyje rzadzą nienawiści do Polski i uzurpuje sobie prawo do dalszych ziemi az po Opole. Uważąją że wszyscy jej krzywdę robią co chcą prawdy i zwrotu ziem i domów.
    Dlaczego rząd Polski nie domaga siezwrotu , moze to też kłamstwo co do Polskości a Ukraińcy mają racje że Polska to jest ich kraj

  11. 11 Sprawiedliwy, 23 maja:

    To byli tchórze. Najpierw napadli malutką Osetię Południową, masakrując cywili, a później przed rosyjską armią zwiewali, gdzie pieprz rośnie, porzucając broń, nawet tę najnowocześniejszą.

  12. 12 ella, 23 maja:

    świetny artykuł.Fakty.A komentarz mogę dodać sama.

  13. 13 Archil, 23 maja:

    Cóż autor zapewne ten sam, co niedawny tekst o urbanistyce Gruzji (podobne porównania nawiązujące do Władcy Pierścieni).
    Choć opisane zjawiska są w większości poprawne, to autor nie dotyka problemu – dlaczego tyle policji, wojska itp – ano dlatego, że Osetia Południowa leży bardzo niedaleko Gori (baza wojskowa, skupisko uchodźców, ochrona najważniejszej arterii komunikacyjnej). Budżet Gruzji w około 50 % jest kreowany przez usługi transportu nafty i gazu – a te rurociągi i linia kolejowa biegnie właśnie nieopodal Gori. Nietrudno dojść do wniosków, że utrzymywanie duzej liczebności wojska i policji ma też prewencyjny charakter.
    Duża liczba „młodzieńców’ wałęsających się bez celu po mieście, a własciwie „siedzących w kucki godzinami” to także efekt powstania osiedli uchodźców w regionie gdzie nie ma pracy, wiec co mają robić, kraść – duża liczeność policji:-).
    Na tle republik kaukaskich Gruzja jest najbardziej zaawansowanym demokratycznie i administracyjnie państwem regionu i to jest największe osiągniecie Saakashvilego.

  14. 14 Eduardo G., 23 maja:

    Dlaczego wszyscy „wielcy patrioci” na forach nie potrafią poprawnie pisać po polsku? Im ciemniejszy, tym większy narodowiec? Chyba coś w tym jest.

  15. 15 belphegor, 23 maja:

    Grób Straussa jest, ale niestety w Wiedniu, a nie w Berlinie.

  16. 16 robert, 23 maja:

    Niezły tekst choć…
    „Dla młodych nadciągający rosyjscy żołnierze przypominali orki z Mordoru.” – mały błąd – chyba Orków?

    „Zapyzienie jej przestrzeni kulturowej przypomina bardziej zapyzienie Bułgarii czy Macedonii, niż postsowiecką rozpierduchę, którą można w czystej postaci odnaleźć – na przykład – w Armenii.” – to chyba jest przejawem braku szacunku, poza tym mało alegancjie jak na artykuł na poziomie.

    „Nie było widać, czy składający kwiaty żołnierze mają na nadgarstkach po kilka zegarków. Jak oni musieli cykać! Taka cykająca armia nie może nadejść niepostrzeżenie.” – słaba drwina, ciekawe kiedy polaki oduczą się pogardy?

    Poza tym miło się czytało, dzięki!
    Robert.

  17. 17 SZWILI PO CHWILI, 23 maja:

    GABARDZIOBAR GENACWALES!

  18. 18 uruk-hai, 23 maja:

    Panie Ziemowicie,
    wszystko super, świetnie się czyta, ale – na litość bogów Wikingów – „(…) orków z Mordoru”, a nie: „orki z Mordoru”. Nie chodzi wszak o stworzenie morskie o nazwie orka – poza tym u Tolkienia, ergo – w całej szanującej się fantastyce – nazwy ras nieludzi podlegają odmianie w taki sam sposób, jak rzeczowniki oznaczające osoby.

  19. 19 clio, 23 maja:

    Swietny artykul. Wnikliwie napisany i zachecajacy do refleksji. Zachwycam sie stylem i klimatem. Dzieki i powodzenia w dalszym pisaniu!

  20. 20 Ziemowit Szczerek, 23 maja:

    @Robert i Uruk-hai – racja. Zmieniam „orki” na „orków” 🙂

  21. 21 ja, 23 maja:

    Stalin przecież był Gruzinem, który wymordował kilkadziesiąt milionów Rosjan, więc z tym, cyt.:” zjadaniem własnego ogona” przy bombardowaniu muzeum Stalina to autor przesadził.

  22. 22 Abaddon, 23 maja:

    Świetny artykuł. Tylko pogratulować takiego talentu pisarskiego 🙂

  23. 23 Tomek, 27 maja:

    Gruzini uciekali w panice bo dobrze wiedzieli co robiły ich oddziały specjalne w Osetii, gdzie mordercy gruzińscy wrzucali granaty do piwnic ze staruszkami.
    Rosjanie byli zbyt pacyfistyczni, powinni wieszać za jaja każdego złapanego Gruzina na najbliższym drzewie bez żadnego sądu, tak zrobiliby jankesi w podobnej sytuacji

    PS Autor ‚zapomniał’ dopisać że jak uciekali z Gori najpierw ewakuowali Muzeum Stalina a dopiero potem ludność cywilną.

  24. 24 Tomek, 27 maja:

    Wiadomo że Autor nienawidzi Rosjan. Jednak poza tym chyba popiera działalność Stalina, który dekretem wcielił do swej ojczyzny – Gruzji Abchazję. Zatem nie wiemy czy autor jest za imperializmem czy przeciw niemu.

  25. 25 sasza, 22 czerwca:

    bried i glupost! Polaki sowsem soszli s uma ot nenawisti k Rossiji!

  26. 26 Louis Vuitton Mens, 22 czerwca:

    In my opinion you are mistaken. I can defend the position. Write to me in PM, we will talk. Louis Vuitton Mens , Clearly, many thanks for the information. I think, that anything serious. I am assured, that you are not right. I regret, that I can not participate in discussion now. It is not enough information. But this theme me very much interests.