Wszystkie Artykuły Publicystyka Kurioza Zdjęcia i filmy W trasie

Co łączy chrześcijańskich i muzułmańskich twardogłowców? Wiele

9 lutego 2012, | Kategorie: Publicystyka | 2 komentarze

Chrześcijańscy i muzułmańscy fundamentaliści mają ze sobą wiele wspólnego.

Zdjęcia: AFP. Poniższy felieton wydaje się zbiorem oczywistości. Ale, co dziwne, w obecnej Polsce trzeba te oczywistości powiedzieć jeszcze raz, i to głośno.

Furorę w sieci robi film, na którym Tomasz Terlikowski, redaktor naczelny „Frondy”, o mało nie dostaje palpitacji serca użalając się pod niebiosa na zamieszczony we „Wprost” artykuł dotyczący kobiecej masturbacji.

Z jakiegoś powodu Tomasz Terlikowski nie jest w stanie pojąć, że jeśli coś mu się nie podoba, to po prostu odkłada to tam, skąd wziął i bierze do ręki coś, co mu się podoba. Tego samego nie rozumieją fundamentaliści islamscy, którym nie podobają się opublikowane w prasie karykatury Mahometa. Wpadają w histerię, palą flagi, a nawet probują zabić bluźniercę.

Chrześcijańscy fundamentaliści do grożenia śmiercią się nie posuwają, przynajmniej nie oficjalnie. Chrześcijańscy fundamentaliści wpadają jednak w podobną histerię co muzułmanie, gdy ktoś dokonuje czegoś, co oni, ze swojej specyficznej perspektywy, uznają za bluźnierstwo.

Nergal spalił Biblię z tego samego powodu, z którego Kurt Westergaard narysował karykaturę Mahometa: nie podobają mu się pewne aspekty chrześcijaństwa, podobnie, jak Westergaardowi nie podobają się pewne aspekty islamu.

Wokalista Behemotha zniszczył, dodajmy, Biblię na koncercie, na który przyszli jego fani, których w dodatku nikt do tego nie zmuszał. Nikt, kto nie chciał, nie musiał na to patrzeć. Nazywamy to wolnością.

Owszem, różnie można oceniać to, co zrobił. Chrześcijaństwo, oczywiście, poza swoimi dość paskudnymi stronami, jakim są wojujący fanatycy pokroju „Frondy” czy „Radia Maryja”, jest wyrafinowaną kulturą. Wraz ze swą mitologią leży – podobnie, jak kultury greko-rzymska i judaistyczna – u podstaw Europy. Co dostrzegają również – oczywiście – ateiści.

Islam, oczywiście, jest również wielką kulturą. Która swego czasu przeniosła starożytnych myślicieli przez mroki chrześcijanskiego średniowiecza, kiedy to Europa stanowiła coś w stylu rządzonego przez talibów Afganistanu.

Tak bowiem u nas, jak i u nich religijni fanatycy w pewnym etapie historii mieli skłonność do niszczenia wszystkiego, co nie jest wytworem ich własnej religii. W Afganistanie były to posągi Buddy, w Europie – rzymska i helleńska tradycję umysłową. Ślady tego widać i dzisiaj w wypowiedziach tych duchownych, którzy płaczą, że joga to dzieło szatana. I tych, którym przeszkadza łęczycki Boruta.

Wracając do sprawy Nergala: chrześcijańscy fundamentaliści podnieśli histeryczny rejwach i publicznie zlinczowali metalowego grajka, mimo, że to, co zrobił nie było nawet adresowane do nich. Wystarczyło go zignorować, podobnie, jak „normalsi” ignorują idiotyzmy wypisywane we „Frondzie” czy na portalu „Niepokorni.pl”.

Fundamentaliści jednak wpadli w święty szał, a niedługo potem postawili przed sąd jego byłą dziewczynę, która – w uniesieniu cokolwiek prostackiej fantazji – nazwała Biblię księgą napisaną przez ujaranego i naprutego kolesia.

Mimo, że te słowa również nie były skierowane do nich, i też wystarczyło je zignorować. Co jeszcze dziwniejsze, sąd przychylił się do wniosku fanatyków i skazał nieszczęsną Dodę. Za zwykłe głupkowate kłapanie jęzorem.

Tak więc w Polsce żarty, przez wielu uznawane za niesmaczne, szargające świętości – nie przejdą. Polski „South Park”, na przykład, byłby niemożliwy. Twórcy nie zleźli by z wokandy. Fanatyczni muzułmanie zresztą też mają z nim problem – twórcy nie raz dostawali od nich naprawdę poważne groźby.

Fanatycy jednej i drugiej religii nie rozumieją, że demokracja polega na tym, że czasem trzeba znosić odmienne opinie innych, choćby były komunikowane w prostacki sposób. Bo cóż, Koran czy Biblia nie dla wszystkich jest świętością, a prawda jest też taka, że w jednej i drugiej księdze można znaleźć treści, które – cóż – mogą być nieco odjechane. Albo – jeśli potraktować je serio i dosłownie – wręcz niebezpieczne.

Najgorsze jest to, że fundamentaliści tak jednej, jak drugiej religii nie pozwalają na dojrzenie „ludzkich twarzy” tswoich religii.

Sami werbalnie linczują własnych co bardziej wyrafinowanych i tolerancyjnych duchownych, prowadzących intelektualną argumentację i rozumiejących świat wokół nich i potrzeby jego mieszkańców.

Intelektualista ksiądz Boniecki musiał poddać się zamordystycznej regule zakonnej i zamknąć usta.

W powstałej pustce coraz głośniej rozbrzmiewa prostactwo Rydzyka i bredzenie Natanka. Od tego ostatniego episkopat się odciął, ale jego poglądy są nie tyle zaprzeczeniem poglądów radykałów, co raczej ich uwypukleniem.

Co najmniej równie prostacki jest dyskurs radykalnych muzułmanów.

Na jednym z belgijskich uniwersytetów – na przykład – radykałowie islamscy zawrzeszczeli naukową dyskusję tylko dlatego, że dotyczyła ona skrajnej prawicy. Wdarli się na salę i wrzeszczeli o „islamofobii”. Trudne tematy należy bowiem zakrzyczeć. Nie podejmować ich. Świat jest czarno-biały. Co jest szare, to jest brudne i koniec. Postrzeganie świata jako odcieni szarości jest złem, bo prowadzi do wątpliwości, a od wątpliwości tylko krok do relatywizmu.

Przykłady można mnożyć.

Z jakiegoś powodu grupy społeczne mające najmniej wspólnego z intelektualnym wyrafinowaniem – jak na przykład agresywni kibole czy skrajni nacjonaliści – często zgadzają się z wywodami fundamentalistów. Wystarczy poczytać ich fora internetowe.

Jednym z ich naczelnych wrogów są, jak już wspomniano, „dzielący włos na czworo” intelektualiści: kompromisowi, próbujący zrozumieć i zaakceptować złożoność świata. Ludzie, którzy nie tolerują tylko nietolerancji. I którzy brzydzą się prostactwem. Ma tu zastosowanie klasyczny konflikt: brutal kontra jajogłowy.

Co równie ciekawe, jest to również konflikt dwóch podejść psychologicznych. Fanatycy religijni często nie przyjmują do wiadomości, że do ludzkich błędów i przewin można podejść w sposób spokojny, analityczny, konstruktywny. Ze zrozumieniem motywów, które – tak naprawdę – rzadko wynikają z czystej podłości i złej woli.

Fundamentaliści nie wybaczają, żądają rozliczeń. Jeśli chcą dla kogoś kary, to okrutnej, dotkliwej, upokarzającej: tak szariackie obcinanie rąk, jak wychodzące z fanatycznych, chrześcijańskich środowisk żądanie kary śmierci to w gruncie rzeczy to samo: zemsta na już pokonanym, niegroźnym przestępcy.

To skłonność do oparcia porządku społecznego na strachu. To toksyczne myślenie. Twardogłowcy nie koncentrują się na naprawie przestępcy, a na jego bezwzględnym ukaraniu. I w takim samym stopniu dotyczy to nastolatka z dżointem, jak gwałciciela i mordercy – w tym wypadku będzie się różnił wymiar kary, ale nie jej zasada, którą jest dolegliwość. Pomsta społeczna.

Ludzie natomiast, których fanatycy religijni uważają za swoich głównych przeciwników, zwalczają tylko to, co, jak sądzą, im zagraża. Dlatego zwalczają również prostacki dyskurs Radia Maryja i im podobnych, ponieważ kraj rządzony przez ludzi z taką mentalnością automatycznie przestałby być krajem otwartym i demokratycznym. Z powodów wyżej wymienionych.

Nie byłby to kraj oparty na wartościach ukutych w epoce Oświecenia, takich, jak humanitaryzm, rozdział władzy świeckiej i duchownej, empiryzm, a na regułach wynikających z Księgi, podobnie, jak w krajach islamu czy w środowiskach ortodoksyjnych wyznawców judaizmu.

Można bowiem zakładać, że w kraju rządzonym przez chrześcijańskich radykałow (których w żadnym wypadku nie można mylić z ultrademokratycznymi najczęściej chadekami!) dążono by do uczynienia z chrześciaństwa religii oficjalnej. Radykałowie wszelkiej maści mają bowiem uroczą tendencję do rozpychania się w przestrzeni publicznej, a sytuację, w której ktokolwiek się temu rozpychaniu sprzeciwia nazywają prześladowaniem.

Kościół, instytucja posiadające tendencje autorytarne (władza opiera się na autorytecie ocierającym się o nieomylność, w której „owieczki” są bardziej poddanymi, niż obywatelami, wobec których należy stosować działania wychowawcze, a nie administracyjne) w sytuacji, w której dopuszczona zostałaby do rządzenia państwem, na pewno przerzucałaby swoje rozwiązania do sfery władzy świeckiej.

Jak coś takiego wygląda w praktyce, można było zaobserwować w rządzonej przez Frankistów Hiszpanii, w Chorwacji podczas II wojny światowej, czy – w lżejszej wersji – w bigoteryjnej Irlandii sprzed półtorej dekady, gdzie zabronione były rozwody. Czy na Malcie, gdzie rozwody nadal są nielegalne.

Kraj rządzony przez religijnych fundamentalistów byłby również krajem prostackiej i uwłaczającej kontroli społecznej. Przedsmakiem tego mogą być połajanki niektórych bezczelnych księży, którzy oceniają i upokarzają publicznie ludzi nie spełniających ich moralnych wyobrażeń – często po prostu nie dzielących księżej wizji świata. Osoba odmienna od prostej sztampy będzie przez fanatyków traktowana jako „malowany ptak”, którego trzeba zadziobać z tego powodu, że odróżnia się od reszty.

Fanatykom religijnym obca jest także autorefleksja i konstruktywny krytycyzm wobec własnej społeczności, który mylą z „kalaniem własnego gniazda”. Ta niełatwa, jak widać, konstrukcja emocjonalna, wymagająca dystansu do samego siebie, jest dla twardogłowych równoznaczna ze „zdradą interesów ojczyzny” i zachowaniem „piątej kolumny”.

Ktoryś z otwartogłowych muzułmańskich blogerów pisał kiedyś, że jedynie”self-hating Jews” i „self-hating Muslims” mogą doprowadzić kiedyś do porozumienia pomiędzy Izraelem a Arabami. Bo nie są wcale „self-hating”: po prostu potrafią pojąć własne błędy i są skłonni do kompromisu.

W ślad za tym idzie skłonność do paranoi. Zarówno radykalni muzułmanie, jak chrześcijanie mają tendencję do widzenia dookoła żydowskich i masońskich spisków, „islamofobii” czy „antykatolicyzmu”. Wiecznej nieufności i poczucia zagrożenia.

Tę cechę polskich twardogłowców wykorzystuje, swoją drogą, Jarosław Kaczyński, wygadując niestworzone historie o „kondominium” i „zdradzie” rządu, używając tej prymitywnej retoryki zamiast prowadzić rzeczową dyskusję, którą powinna wieść opozycja. Stąd też retoryka „spisku” i „kłamstwa” smoleńskiego – do tej grupy społecznej przemawiają tego typu wizje.

Pytanie tylko, czy Jarosław Kaczyński sam posiada podobną psychikę i wierzy we wszystko, co mówi, czy jest to cyniczna kalkulacja.

Z jakiegoś powodu fanatycy i tu i tam nie godzą się na stworzenie „przestrzeni zerowej”, w której żadna ideologia nie byłaby nachalnie narzucana, pozostawiając pole logicznemu dyskursowi opartemu wyłącznie na empirii. Domagają się zatem, by oznaczyć salę Sejmu krzyżem, argumentując, że Sejm bez krzyża to Sejm, w którym nachalnie narzuca się ateizm. Traktują w ten sposób ateizm jako jeszcze jedno wyznanie, a nie wydobycie się „poza” wszystkie religie wynikające z logicznego rozumienia właśnie.

Fantyczni muzułmanie dążą do nawrócenia świata na islam, czego nie kryją. Chrześcijaństwo wyzbyło się już tego odruchu, jednak nadal niektórzy katoliccy duchowni biadolą, że
trudno nawraca się ateistów. Mało to eleganckie, bo nikt nie pyta, czy ateiści mają ochotę być nawacani. Jaką histerię podnieśliby duchowni, gdyby to ateiści próbowali tłumaczyć im w podobny sposób, że Boga nie ma?

To jest właśnie kolejny problem, który pojawia się w przypadku religijnych radykałów: mają ambicję przekonywania innych do własnych poglądów. Chcą, by inni dostosowywali się do ich wizji świata, podczas, gdy „normalsów” nie interesuje, jakie wartości wyznają ich sąsiedzi. Wymagają tylko jednego – by nie wtrącano się w ich życie i nie pouczano ich, jak żyć. I tym samym odwdzięczają się innym.

Odczarowywanie świata, „wyrastanie” z religii i koncentrowanie się na rozumie to rzecz, oczywiście, nienowa. Chrześcijaństwo jest jedną z wielu mitologii i kultur, które próbowały tłumaczyć świat w czasach, gdy istniało w nim zbyt wiele niewiadomych. Podejście ateistyczne bywa dla człowieka niełatwe, „osieraca” go bowiem na świecie.

Chrześcijaństwo i islam dają swoim wyznawcom nadzieję, dlatego skłonni są oni uwierzyć w „imbryczek Russela”.

„Gdybym założył, że pomiędzy Ziemią i Marsem krąży porcelanowy czajniczek do herbaty po orbicie eliptycznej, nikt nie byłby w stanie obalić mojego założenia, jeśli tylko nie zapomniałbym dodać, że czajniczek jest zbyt mały, by zostać dostrzeżonym przez choćby najpotężniejsze teleskopy. I dalej, gdybym twierdził, że – jeśli mojego założenia obalić nie można – wątpienie w czajniczek jest nie do przyjęcia, z miejsca pomyślano by, że wygaduję bzdury” – pisał noblista, filozof, matematyk i eseista Bertrand Russel w artykule „Is there a God”. – „Jeśli, jednakowoż, istnienie rzeczonego czajniczka byłoby potwierdzone przez starożytne księgi, nauczane jako święta prawda co niedzielę i zainstalowane w mózgach dzieci jeszcze w szkole, jakakolwiek wątpliwość w wiarę w istnienie czajniczka zostałaby uznana za ekscentryczność i stanowiłaby przesłankę do wysłania wątpiącego do psychiatry […], bądź do inkwizytora w czasach dawniejszych”.

Chrześcijańscy i muzułmańscy intelektualiści oddzielają wiedzę od wiary, twierdząc, że jedno z drugim nie ma nic wspólnego. Jest to argumentacja, którą trzeba szanować. Tyle, tak chrześcijańscy, jak muzułmańscy fundamentaliści że nie mają prawa wymagać od innych, by inni dzielili to przekonanie.

I, podobnie, jak oni, wierzyli w czajniczek. Albo podporządkowywali swoje życia tym, którzy swoje poglądy opierają nie na empirii, a na imbryczku właśnie.


2 komentarze do “Co łączy chrześcijańskich i muzułmańskich twardogłowców? Wiele”

  1. 1 Zygmuś, 4 października:

    Bardzo dziwny tekst. W ostry, bezpardonowy i wręcz fanatyczny sposób rozprawia się z fanatyzmem. Autor pisze tu i ówdzie o tym, iż świat nie jest czarno-biały, że prócz opinii skrajnych, fanatycznych, są też inne, po czym stwierdza, że istnieją „normalsi”, którzy myślą w jedynie słuszny sposób, że dla nich ten tekst to „zbiór oczywistości”, że wystarczy zignorować to, co obraża i drażni, itp. Sprzeczność na sprzeczności, bo skoro wystarczył ignorować to, co robi Nergal, to czemu nie ignorować tego, co robią islamiści? Albo co wyprawia niejaki Rydzyk? Ten tekst wbrew uwadze pod jednym ze zdjęć, nie jest zbiorem oczywistości, lecz dość dziwacznym zestawieniem niekonsekwentnych uwag i opinii. Takie jest moje zdanie. Czy mam napisać, że dla mnie wydaje się ono oczywistą oczywistością?

  2. 2 xxx, 5 października:

    Dzim, przecież nikt się nie domaga kary dla Rydzyka:) Poza tym, jeśli Doda mówi, że Biblię napisał napruty kolo to jest jej prywatna opinia, a jeśli ktoś łazi i wrzeszczy, że rząd dokonuje planowego wyniszczena narodu i że skłąda się z ruskich agentów to jest jednak trochę inna para kaloszy, bo to po pierwsze brednia, po drugie – rozsiewanie obrażającej intelekt wizji świata, po trzecie – poważne oszczerstwo. To raz. Dwa – islamistów zigronrować się nie da, bo obcinają głowy i palą samochody. I ich zachowanie wynika właśnie z bardzo serio traktowanej religijności. Po trzecie – nie istnieje tutaj w ogóle opozycja my-oni. Bo ci „my”, czyli fundamentaliści chrześcijańscy i muzułmańscy to jedna grupa, a reszta – to reszta świata, ci normalsi, którzy się wzajemnie szanują i tolerują, a jest w nich nurtów a nurtów. To trochę jakbyśmy w meczu Real Madryt – reszta świata twierdzili, że ta reszta świata to jakaś drużyna piłkarska. Po prostu – jest świat, który chce sobie żyć normalnie, stosując się do prostej zasady „żyj i pozwól żyć innym” i jest świat, który mówi „żyj według moich reguł albo zdechnij”.
    Już nie wspominam, że mnie jako ateistę tak samo obrażać ciągłe wrzucanie ateistów do jednego worka z szatanem, ze Stalinem i powoływanie sejomwych komisji obrony Polski przed ateizacją, bo gdyby powstała komisja obrony przez katolicyzacją, to by się podniosło skamlanie, że prześladują. Ale w dupie to mam. Podobnie jak mam w dupie to, czy ktoś chodzi do kościoła czy nie chodzi. Ale jeśli ktoś mi chce zakazywać krytyki kościoła, którego naukę uważam za uroczą ramotkę, ale jednak stawiam tak, gdzie się stawia mitologię grecką, i religii samej w sobie – a mam do tego WSZELKIE PRAWO, BO MAM WSZELKIE PRAWO DO LOGICZNEGO KOMENTOWANIA RZECZYWISTOŚCI – to taka osoba łamie samą istotę tego, czym jest nowoczesne, demokratyczne państwo i od taliba rożni się tylko natężeniem nienawiści, ale nie samą istotą. Tyle.