Kolejny kraj, którego nie ma. I który leży w najmniej odpowiednim miejscu na świecie
21 lipca 2012, xxx | Kategorie: Artykuły | 15 komentarzyGórski Karabach to bomba, która w każdej chwili może wybuchnąć. To państwo, które leży w najbardziej nieodpowiednim miejscu na świecie: na wrogim terytorium. Bo według prawa narodowego to część Azerbejdżanu, z którym Karabach jest w ostrym i raczej niezaleczalnym konflikcie.
Powiedzieć jednak mieszkańcom Karabachu, że żyją w niewłaściwym miejscu to prosić o guza. Karabascy Ormianie gotowi są i byli zabić za swój kraj. Więc zabijali. I byli zabijani.
Walki o Karabach, granica z Azerbejdżanem, zdjęcie z 1993 roku/AFP
Karabaski żołnierz na azerskiej granicy, zdjęcie z 2012 roku/AFP
W wyniku konfliktu azersko-ormiańskiego, do którego doszło w czasie, gdy walił się ZSRR.
Wielu mieszkańców Karabachu do tej pory posługuje się radzieckimi dokumentami tożsamości?AFP
Zginęło wtedy około 5 tysięcy Ormian i 30 tysięcy Azerów. Około ponad pół miliona Azerów wygnanych zostało przez Ormian za karabaskie granice (nie licząc tych, którzy uciekli przed prześladowaniami z terytorium Armenii), do „właściwego” Azerbejdżanu.
Azerscy uchodźcy w Baku, kolejka po chleb. 1994 rok/AFP
Wielu z nich do tej pory żyje w tragicznych warunkach.
Uchodźcy z Karabachu w Baku/AFP
Pod adresem rządu Azerbejdżanu wysuwane są często oskarżenia, że celowo nie pomaga rodakom, chcąc w ten sposób podkreślić „tymczasowość” problemu uchodźców, którzy „powinni powrócić do ojczyzny”.
Niewykończony blok, w którym umieszczono część uchodźców/AFP
Tymczasem prowizorka, jak to prowizorka, jest nadzwyczaj trwała i trwa już prawie 20 lat, a widoków na uregulowanie kwestii karabaskiej nie ma.
„Tymczasowe” osiedla uchodźców w Baku/AFP
Uchodźcy marzą jednak o powrocie, a Azerbejdżan – o odzyskaniu „zbuntowanej prowincji”, dlatego siły Karabachu znajdują się w dość męczącym stanie ciągłej gotowości, a ludzie żyją jak na bombie.
Ćwiczenia karabaskiego wojska/AFP
Tym bardziej, że aby zapewnić Karabachowi odpowiedni bufor od terytoriów kontrolowanych przez Azerbejdżan, karabaskie wojsko musiało przyłączyć co swojego quasi-państwa zdrowy kawał azerskiego terytorium. Terytoria te stanowią prawie połowę powierzchni Karabachu.
Umocnienia na karabasko-azerskiej granicy/AFP
Władze w Stepanakert twierdzą, że jest to konieczny „kordon obronny”, który zostanie Azerbejdżanowi zwrócony po zagwarantowaniu przez Baku bezpieczeństwa niepodległemu Karabachowi. Nie cały, oczywiście: Karabach zamierza pozostawić sobie tzw. korytarz Lachin, za pomocą którego Karabach ma terytorialną łączność z Armenią i w którym za 15 milionów dolarów pochodzących z kieszeni Ormian z diaspory wybudowano łączącą oba kraje drogę.
Bunkier na terytorium „buforowym”/AFP
Bo Karabach jest przez Armenię wspierany. Choć Erewań oficjalnie nie uznaje tego kraju (jego niepodległość uznają tylko trzy inne nieuznawane państwa: Naddniestrze, Osetia Płd. i Abchazja, podobno do uznania Karabachu próbowano skłonić Tuvalu, ale nic z tego nie wyszło), to w stolicy Armenii znajduje się stałe przedstawicielstwo Karabachu (to tam wybierający się do Karabachu otrzymać mogą wizę wjazdową), a prezydent Armenii Serż Sarksjan był kiedyś prezydentem Karabachu.
Stepanakert, stolica Karabachu. Defilada z okazji dnia zwycięstwa, obchodzonego od czasów ZSRR święta w rocznicę kapitulacji Niemiec w 1945 roku/AFP
Armenia Karabachu nie uznaje, ale republiczka ta to w praktyce jej część: kraje są powiązane gospodarczo (środkiem płatniczym w obu krajach jest armeński dram), obywatele – więziami rodzinnymi. Flaga Karabachu ma jasną wymowę: to flaga Armenii z oderwanym od niej fragmentem. Ten wyrwany kawał armeńskiego ciała to własnie Karabach.
Za Azerbejdżanem stoi z kolei Turcja. Kraj językowo, kulturowo i etnicznie – pobratymczy.
Proazerska demonstracja w Ankarze/AFP
A za Armenią – Rosja. Sytuacja w regionie przypomina więc „Mexican standoff” z filmów Tarantina. To ta sytuacja, w której każdy z bohaterów celuje w głowę innemu bohaterowi. I wystarczy byle pretekst, by któryś z pistoletów wypalił. I by nastąpił efekt domina.
Karabach jest biedny, mimo, że w ostatnim czasie napływa do regionu sporo inwestycji, za którymi stoją w większości członkowie ormiańskiej diaspory, m. in. z USA, Rosji, Europy i Bliskiego Wschodu.
Sklep mięsny w stolicy Karabachu, Stepanakert/AFP
Stepanakert, lata dwutysięczne/AFP
Jak na nieuznawany kraj, Karabach ekonomicznie radzi sobie względnie nieźle
Uliczni grajkowie na stołecznej ulicy/AFP
jednak to „względnie” jest w tym wypadku słowem kluczowym. Karabaskim obywatelom raczej się nie przelewa.
Stepanakert: Starsza kobieta zbiera drewno na opał/AFP
Jeden z rosyjskich Ormian, bogaty biznesmen Lewon Airapetian, zrobił Karabachowi niecodzienny prezent: w 2008 roku zafundował 750 karabaskim parom gigantyczne zbiorowe wesele.
Każda para dostała prezenty ślubne: po 2000 dolarów i krowę.
Mimo, że region jest trudno dostępny (można dojechać tam w zasadzie tylko jedną drogą), władze promują turystykę, próbując z niedostępności i egzotyki kraju właśnie uczynić atut.
W wielu miejscach nadal straszą ślady po wojnie sprzed prawie dwóch dekad/AFP
Stepanakert, stolica Karabachu, nie jest cudem świata, ale – ze względu na swoją historię i obecną sytuację – wizyta w niej może być ciekawa.
Sam kraj natomiast jest piękny: górzysty, zielony. Nazwa Karabach znaczy zresztą tyle, co „czarny ogród”.
Władze Karabachu próbują funkcjonować w taki sposób, jakby kraj był – po prostu – jednym z wielu krajów na świecie. Odbywają się wybory parmalentarne i prezydenckie, w połowie lat dwutysięcznych przeprowadzono referendum konstytucyjne.
Tyle, że wśród obietnic wyborczych składanych przez partie i kandydatów najważniejsze są nie te dotyczące ekononmii, a stanu sił zbrojnych i ich zdolności do zabezpiecznia przez nikogo nie uznanej niepodległości.
Ziemowit Szczerek
Fotoreportaże i artykuły o innych „państwach-niepaństwach”
Europejskie kraje, których (prawie) nikt nie uznaje
Państwo, w którym nikt nie mieszka
Pogrzeb prezydenta nieistniejącego państwa
Jest też sytuacja że nie ma państrwa – a powinno być. Kurdystan.
Dobrze by było do takiego artykułu dołaczyć mapkę (polityczną) rejonu.
Wojna jest tak potrzebna narodom tego świata jak poranna higiena osobista. Dlatego „Bóg” tak rozmieścił narody na świecie aby te nie pasowały do siebie i co jakiś czas wszczynały wojny.
Niech sobie zyją szczesliwi
Bzdurny tekst sugerujący winę Ormian i krzywdę Azerów. Tak naprawdę winni są Rosjanie, którzy terytorium w większości zamieszkane przez Ormian uparcie od 200 lat włączali do Azerbejdżanu, żeby nastawiać dwa narody przeciwko sobie. I bzdurą jest, że tylko Azerowie są uchodźcami. W jednym i drugim kraju są setki tysięcy ludzi, którzy na przełomie lat 80-tych i 90-tych musieli uciekać ze swoich domów. Artykuł napisał chyba ktoś, kto zdobył trochę fotek z Karabachu i dorobił do tego głupią historyjkę (azerska bieda i militarystyczni Ormianie). Tak naprawdę to Armenia jest dużo biedniejsza niż Azerbejdżan.
Co mnie smieszy (rowniez u nas, w Polsce)- ludzie pieniedzy nie maja, zyja w nedznych warunkach, ale antena satelitarana musi byc 😉
Wojny są wymysłem bogaczy tego świata za którą płacą najbiedniejsi……..
Znakomite fotografie, dziękuje.
bezsensowne wojenki zadufanych polityków, zamiast się rozwijać cofają społeczeństwa do epoki kamienia.
@aBeeS: daj spokoj z tym kurdystanem, masz faceta z tamtad czy co?? Dopoki sa zwolennikami pkk i wybieraja dzialalnosc terrorystyczna, nie powinno byc zadnej dyskusji o kurdystanie. Choc moment, w iraku jest kurdystan-jak komus nie pasuje, to won do iraku
a wisła z nimi przegrała pamiętamy!
Jak ja się cieszę, że urodziłem się i mieszkam w Polsce. Narzekanie na swój kraj, kiedy to w innych jest wojna, jest nie na miejscu. Biedny Karabach.
Kurdystan- liczba ludności 27 mln , podzielony między 3 państwa. Pani Magi- mówi to Pani coś- podpowiedź- XIX wiek Europa Środkowa ? Z tego powodu powinniśmy doskonale rozumieć położenie Kurdów.
Zawsze jak jest jakaś ładna kraina to musi być na niej wojna albo jej groźba?
To straszne, że ludzie w dzisiejszych czasach ciągle są tak zacietrzewieni i dążą do wojny!
A przecież wojna nie rozwiąże żadnych konfliktów.