Polska prawica nienawidzi Rosji. Ale sama przypomina Rosję jak mało kto
10 lutego 2013, xxx | Kategorie: Artykuły | 2 komentarzePolska prawica nie cierpi Rosji, ale model polityczno-społeczny, który panuje w Rosji bardzo by jej, jak się wydaje, odpowiadał.
Weźmy rolę cerkwi w państwie. Na początku lutego Władimir Putin, spotykając się z patriarchą Cyrylem, mówił o „uciekaniu od wulgarnego pojmowania świeckości” i „daniu możliwości Cerkwi pełnowartościowemu służenia państwu” na takich polach, jak np. wychowywanie dzieci i młodzieży, rozwiązywanie problemów społecznych, budzenie patriotyzmu. Słowem – Putin pragnie szerokiej obecności cerkwi w rewirach do tej pory zastrzeżonych dla państwa, teoretycznie obiektywnego światopoglądowo.
Co ciekawe, Putin, uzasadniając swoje słowa, używał do tego identycznych argumentów, jakich używa polska prawica przypominając o roli Kościoła w „przechowaniu polskości” przez czasy zaborów i PRL-u. Putin z kolei mówił o roli cerkwi w utrzymaniu tożsamości narodowej w czasach smuty, podczas „Wojen Ojczyźnianych” 1812 roku i lat 1941 – 1945.
Polskie prawicowe media zachwycały się, na przykład, zakazem „propagandy gejowskiej” w Rosji, który to zakaz cała Europa uznała za paranoiczny i naruszający wolność wypowiedzi i sumienia. W ogóle wydaje się, że rosyjska cenzura, która dba o zdrowie moralne Rosjan i o odpowiednie poglądy na religię i politykę, byłaby dla prawicy idealnym rozwiązaniem.
Bo weźmy nieszczęsną sprawę Pussy Riot: naszej prawicy o wiele bardziej przeszkadzało to, że ktoś dopuścił się „zbezczeszczenia” cerkwi, niż faktu, że młode dziewczyny, w tym matki, zostały skazane na łagier za wybryk, który co najwyżej może zostać sklasyfikowany jako chuligański (a tak naprawdę jest po prostu wyrazem wolności działalności artystycznej, bo w wolnej Europie artyści mają prawo szokować).
To ciekawe: dla Joachima Brudzińskiego Rosja to wróg, ale w słynnym posmoleńskim wywiadzie udzielonym Teresie Torańskiej chwalił w Rosji to, co najbardziej stereotypowo „wschodnie”: tępy, bezrefleksyjny nacjonalizm. Brudziński mylił go z konstruktywnym, obywatelskim patriotyzmem, który dopuszcza krytykę, służącą przecież po to, żeby poprawić sytuację w kraju, by zwrócić uwagę na rzeczy, które idą nie tak.
„Uczmy się od Rosji, jak robi się politykę historyczną i buduje tożsamość narodową” – mówił tymczasem Brudziński. – „Uczmy się od Putina. Bo to on po jelcynowskiej degrengoladzie, kiedy Jelcyn, próbując demokratyzować Rosję, rozpieprzył – przepraszam za słowo – Związek Radziecki i Rosję, skonsolidował ją. Czym? Poczuciem dumy narodowej. Przywrócił postsowieckiej mentalności, postsowieckiemu człowiekowi, dumę z Rosji. Rosjanie potrafią być dumni, na wyrost czasami”.
„Uczmy się od Putina”. Wydaje się nawet, że rosyjska „suwerenna demokracja” byłaby dla polskiej prawicy rozwiązaniem idealnym: PiS nie cierpi Moskwy jak morowej zarazy, ale gdy cała cywilizowana Europa czepiała się Kaczyńskich, że ich wypowiedzi utrzymują się w duchu autorytarnym, że nie liczą się z racjami opozycji, z zasadami checks and balances, gdy traktowali przepisy prawa instrumentalnie, a nie w zgodzie z ich duchem i gdy zachodnioeuropejska prasa, praktycznie jak jeden mąż, biła w Kaczyńskich jak w bęben – PiS mówił to samo, co Putin: że światu nie podoba wzrost potęgi kraju i dlatego się rzuca.
Konfliktowe hasło „Rosja wstaje z kolan”, w ramach którego Rosja myli narodową asertywność z rozpychaniem się w regionie łokciami miało sporo wspólnego z dość groteskowym prężeniem nieistniejących muskułów przez Jarosława Kaczyńskiego, który kiedyś jechał strofować „młodych ludzi, którzy zostali premierami” w Europie Środkowej, który rzucał się – był sens czy nie było – do Niemców i Rosjan, który firmował Annę Fotygę potrafiącą mieć pretensje do Niemiec o to, że mniej Niemców uczy się polskiego, niż Polaków – niemieckiego. Jarosław Rymkiewicz dostawił tutaj kropkę nad i, głosząc, że wpisywanie się Polski w ogólnoeuropejski nurt to „mentalność kolonialna”, i że musimy szukać dla Polski rozwiązań osobnych. „Suwerenna demokracja” jak się patrzy.
I tak samo, jak w Rosji, sztuka w oczach prawicy dzieli się na prawomyślną i nieprawomyślną. W Rosji Kreml zmieszał z błotem pisarza Sorokina za to, że jego książki szargały imię świętej Rusi. W Polsce jest jeszcze weselej: zbluzgano (i zlustrowano) ludzi zaangażowanych w powstanie „Pokłosia”, a Marian Opania, który nie chciał zagrać Lecha Kaczyńskiego w jego hagiografii – obrzucono obelgami, mimo, że gdyby jednak się zgodził, zostałby zapewne wielkim artystą prawicy. Podobna zabawna w sumie dwubiegunowość typu „jesteś z nami albo przeciwko nam” charakteryzuje również Rosję. Która nie lubi Zbigniewa Brzezińskiego z tego samego powodu, z jakiego nie lubi go PiS: bo ten zgłasza wątpliwości co do intencji i mentalności tak polskiej prawicy, jak przywódców Rosji.
Dziwnie postrzegana „wolność” prawicy, to wolność dyskryminowania innych, to wolność dla nietolerancji. „Wasza tolerancja nie toleruje mojej nietolerancji” – rzucił kiedyś w którymś z internetowych komentarzy jeden ze zwolenników prawicy.
Tak samo jest z „wolnością i suwerennością” Rosji w rozumieniu obecnej rządzącej ekipy: Rosja jest wtedy wolna i suwerenna, gdy może pełnić rolę regionalnego hegemona, który karci za pomocą interwencji zbrojnych i przykręcaniu kurka, zamiast starać się zgodnie kohabitować z regionem.
Której można się tylko podporządkować, podobnie, jak PiS-owi, który z powodu takiej a nie innej mentalności jest partią „niekoalicyjną”. Bo zarówno Rosja, jak polska prawica wyznają zasadę, która w języku angielskim brzmi „my way or the highway”.
Słowem – ci są w Polsce najbardziej rosyjscy, którzy Rosji najbardziej nienawidzą.
Ten tekst Ziemowita Szczerka ukazał się oryginalnie w portalu INTERIA.PL
Cóż, jak słusznie głosi jeden z aforyzmów Leca: wrogowie z pierwszych linii frontu są sobie najbliżsi…
Ex oriente lux. Rosja jeszcze Europę będzie ustawiać jak chciała, módlmy się żeby tylko kurkami od gazu i ropy.