Wszystkie Artykuły Publicystyka Kurioza Zdjęcia i filmy W trasie

Jak sprawić, by Polacy chcieli być Polakami?

5 kwietnia 2011, | Kategorie: Publicystyka | 16 komentarzy

Polska musi być atrakcyjna dla własnych obywateli. Inaczej tożsamość regionalna może być stawiana wyżej, niż polska.

Ze strony "Eurominority.eu"

Parę lat temu pojechałem na Ukrainę robić reportaż o autonomistach na Zakarpaciu. Jeden z ich przywódców pokazywał regularnie mu wysyłane wezwania na przesłuchania. Inny z rozmarzeniem opowiadał o tym, jak się do kwestii regionalizmów, a nawet separatyzmów podchodzi w Europie. Opowiadał o Katalonii, Grenlandii, Szwedach w Finlandii i Lapończykach w Skandynawii prawie ze łzami w oczach, tak, jakby opowiadał bajkę o krainie, która może i istnieje, ale w innym, lepszym świecie. Nie miałem, oczywiście, wątpliwości że zakarpaccy regionaliści są brani pod uwagę w rozgrywce pomiędzy Moskwą a Kijowem, ale nie miałem także wątpliwości, że ich dążenia mają podstawy kulturowe, historyczne, językowe i cywilizacyjne. Wracałem stamtąd do Polski z ulgą. Miałem wrażenie, że wracam do cywilizowanej Europy, gdzie każdy ma prawo do uważania się za tego, za kogo się uważa. I do takiej tożsamości, do jakiej się poczuwa. Do miejsca, w którym rzeczywistość postrzegana jest ze wszystkimi jej półcieniami i odcieniami, a nie jako prostacka, czarno-biała wycinanka.

Po ostatnich powarkiwaniach pod adresem Ślązaków widzę, że wrażenie to mogłem sobie mieć.

Polska  przez ostatnie kilkadziesiąt lat przypominała peerelowski chodnik: szary i jednolity. I nawet, jeśli składała się z osobnych płyt, to płyty te były identyczne, i wydawały się jedną, betonową całością.

Zresztą – na tle znakomitej większości krajów europejskich Polska jest nadal jednolita. Od zachodu na wschód wygląda to tak: Hiszpania – regionalizm na separatyzmie i separatyzm na regionalizmie: Baskowie, Katalonia, Galisja, Andaluzja, Leon, Kantabria, przy czym przy większości z tych przypadków RAŚ, ze swoim zdecydowanym odcinaniem się od niepodległości, wydaje się ruszkiem dobrutkich chłopców ze szkółki niedzielnej. Francja – Normandia i Korsyka separatyzują mocno, Langwedocja słabiej, do tego Baskowie i Flamandowie z Nord-Pas-de-Calais i kupa mniejszości narodowych. Belgia na krawędzi rozpadu, o Wielkiej Brytanii nie ma co pisać: poza Irlandią Północną, Szkocją i Walią o niepodległości bączy się w Kornwalii, na wyspie Man, a nawet w samej Anglii, Niemcy – kraj, który poprzez federalizm wrócił do swojej regionalistycznej tradycji, mocno zresztą podkreślanej. Włoska północ ledwie znosi się z południem, niektórzy mieszkańcy szwedzkiej Skanii domagają się, by ich dzieci uczyć raczej historii Danii, niż Szwecji. Słowacja – Węgrzy, Rusini (choć ruch rusiński silniejszy jest na Ukrainie, to jednak kraj ten ma poważniejsze problemy: Rosjan na Krymie, w Odessie i na wschodzie kraju). Rumunia – Węgrzy, Cyganie, pozostałości Niemców. Bułgaria – Turcy, Pomacy, Cyganie. Państwa byłej Jugosławii nawet po rozpadzie przypominają etniczną sałatkę. I wgryzając się głębiej: Albańczycy w Macedonii, ale nie tylko, bo i Aromuni, i Serbowie, i Turcy. Grecy w Albanii, Gagauzi w Macedonii i Naddniestrze, jako separatyzm, który stworzył własne państwo, w opozycji – notabene – do mołdawskiego nacjonalizmu głównie. Nie wspominając o tym, że na zachodzie Europy znaczny procent mieszkańców to imigranci spoza Europy.

Na tle tej europejskiej codzienności nasz „problem” z RAŚ-em jawi się dość zabawnym. Śmieszne, że wystarczył jeden RAŚ, by narodowa opozycja wpadła w histerię i sięgnęła po tradycyjny kij-straszak leżący za miedzą – Niemcy (drugim kijem-straszakiem – Rosją – macha już od dłuższego czasu).

Obecne polskie regionalizmy właściwie lepią się na nowo. Oczywiście, dawne tradycje przetrwały peerelowską betoniarkę, przetrwały lokalne dialekty, ale w czasach kulturowej unifikacji Polski tak zwyczaje, jak dialekty zmieniły się w cepelię i skansen. Po dawnych różnicach występujących na ziemiach polskich pozostała garść stereotypów (Poznaniacy i Krakusy to sknery, Ślązacy piją dużo piwa, używają mianownika w miejsce dopełniacza i „o” zamiast „a”. Górale wymachują ciupaskami, liczą dutki, włóczą się po Krupówkach w przebraniu białego misia, używają „s” zamiast „sz”, a jak wieje halny to leją się po dziobach. Kaszubi wciągają tabakę i w każde słowo wciskają po dwa umlauty, a kresowiacy śmiesznie zaciągają).

Ze skansenu regionalizmy wyciągane są dopiero teraz.

Dlaczego?

Być może dlatego, że po okresie peerelowskiego zabetonowania i beznadziei Polacy zaczynają lubić swoje życia i miejsca, w których żyją. Małe ojczyzny popularyzują się bowiem nie tylko tam, gdzie poczucie odrębności zawsze było względnie silne, ale i na ziemiach zachodnich, tam, gdzie Polacy pojawili się w miejsce Niemców. Mieszkańcy Dolnego Śląska czy Lubuskiego doszywają się nie tylko do resztek tradycji słowiańskich, które pozostały na tamtych terenach, ale i do tradycji niemieckich. W tamtych rejonach to ziemia i jej pamięć, nie tylko pamięć pokoleniowa, staje się nośnikiem tożsamości.

Wskazuje to na to, że regionalna tożsamość potrzebna jest jako uzupełnienie, ukolorowanie, a może i ukoronowanie tożsamości polskiej. Jako dodatek do tożsamości narodowej pojawiają się również supertożsamości – Robert Makłowicz uważa się za środkowego Europejczyka narodowości polskiej. Supertożsamością każdego z nas może być tożsamość europejska, którą postuluje nie tylko UE, ale i np. polska prawica, która często odnosi się do „kultury łacińskiej” czy „zachodniej” bazującej na tradycjach chrześcijańskich. Inni opierają swoją europejską tożsamość na tradycji europejskiego Oświecenia.

Każdy lubi wyróżniać się z jednolitej, zastałej masy narodowej tożsamości i kto wie, czy w Polsce to właśnie nie to jest powodem, dla którego poznaniacy z taką radością kupują ramki do tablic rejestracyjnych z napisem „Pyrlandia”, mieszkańcy Cieszyna i okolic naklejają na samochody naklejki z napisami „Księstwo Cieszyńskie”, Kaszubowie – CSB, a Ślązacy – SI.

Jak natomiast zapobiec temu, by regionalizm nie przerastał polskości?

Proste. Sprawiać, by tożsamość polska była atrakcyjna na tyle, by nikt nie chciał z niej rezygnować na rzecz tożsamości regionalnych. Zarówno tych ugruntowanych historycznie i kulturowo, czy tych tworzonych od nowa.

A jak sprawić, by polska tożsamość była atrakcyjna? Najpierw powiedzmy, co trzeba robić, by tożsamość narodowa stawała się mniej atrakcyjna.

Przepis na nieatrakcyjną tożsamość narodową:

– Wmawiać regionalistom, że są częścią „opcji” działającej na niekorzyść państwa polskiego.

– Wklepywać do głów obite frazesy narodowe, które tak drastycznie odbiegają od rzeczywistości, że trudno brać je serio.

– Kategoryzować w ramach uproszczeń Kalego, czyli „nasza wizja historii – cacy, wasza wizja historii – be”. W historii fakty są faktami, i dopiero ich interpretacja tworzy „narodowe wizje historii”. Czarne nigdy nie jest do końca czarne, a białe nigdy nie jest do końca białe. Stawianie sprawy tak, że „alboś Polak i myślisz jak prawdziwi Polacy, alboś zdrajca” jest prostackie i nie bardzo działa na ludzi, którzy mają życzenie myśleć samodzielnie i brać udział w debacie narodowej, a nie nadstawiać pleców do bicia narodowym batem.

Ergo: by tożsamość polska była atrakcyjna, należy do niej zachęcać, a nie przymuszać. W krajach demokratycznych, będących po „industrialnej”, a nie „militarnej” stronie spencerowskiego modelu społeczeństwa, przymuszanie do czegokolwiek mieć może wyłącznie odwrotny skutek. Bardzo prawdopodobne, że prezesowe straszenie Niemcem skłoni o wiele więcej Ślązaków do zadeklarowania narodowości wyłącznie śląskiej, niż przekona jakiegokolwiek przekonanego do opcji narodowej śląskiej do skruszenia w sercu swoim i wyboru polskości.

Ergo – straszenie jest głupie. Bo nieskuteczne.

Na szczęście. Bo nawet, jeśli byłoby skuteczne – czy chcielibyśmy żyć w społeczeństwie, w którym jesteśmy zmuszani do wyboru określonych opcji? Czy wolimy jednak, by to państwo dbało o nas, „wdzięczyło się” do nas? Po to przecież wybieramy reprezentantów tego państwa: by – będąc naszymi reprezentantami – sprawiali, że jesteśmy zadowoleni i dumni z Rzeczpospolitej, w którym żyjemy. I nie MUSIELI być dumni na wyrost, tylko CHCIELI być dumni z jej rzeczywistych osiągnięć.

Jeśli politycy takiego państwa będą funkcjonowali po to, by służyć obywatelom, a nie nad nimi „panować”, decydując, kto jest a kto nie jest „prawdziwym Polakiem”, polska tożsamość będzie czymś zbyt wartościowym, by z niej rezygnować.

Jeśli państwo i jego instytucje będą wyciągać rękę do obywatela, a nie strofować go i piętrzyć przed nim problemy – polska tożsamość będzie czymś, z czego wszyscy będą zadowoleni.

Bo po to jest państwo. Państwo istnieje po to, by obywatel mógł się w nim spełniać. By obywatel mógł w nim przeżyć swoje życie godnie i zgodnie ze swoim światopoglądem i wyznawanymi wartościami – dopóki te wartości nie przeszkadzają w tym samym innym. Państwo jest po to, by pomagać obywatelowi w prowadzeniu przezeń dobrego życia.

Bo my – drodzy Państwo – broniąc, jeśli będzie trzeba, naszego państwa, będziemy bronili nie obrazka orła na czerwonym tle i kawałka tkaniny. Będziemy bronili tego, co biały orzeł i biało-czerwona flaga reprezentują: naszego sposobu życia. Naszego stylu życia, w którego skład wchodzi prawo do posługiwania się naszym językiem, kultywowania naszej kultury, naszych swobód i wolności, oczekiwania od instytucji państwa tego, że będą nam pomocne i buntu, jeśli tak nie będzie. Ten nasz sposób życia jest zresztą tożsamy ze stylem życia zachodu Europy, dlatego ani przez chwilę w naszej historii nie wahaliśmy się do jakiej wspólnoty chcemy należeć: zawsze ciągnęło nas na Zachód. I choć Zachodowi nie zawsze na nas zależało, to Zachód i jego cywilizacja jest naszą cywilizacją. Bo taki był nasz wybór.

A cywilizacja Zachodu to cywilizacja, w której musimy chcieć być tym, kim jesteśmy. A nie taka, w której narodowcy tłumaczą nam, kim musimy być, bo inaczej fora ze dwora.

Jeśli Ślązacy, którzy w powstaniach śląskich walczyli o Polskę, którzy przez tyle lat byli przy Polsce, ale którzy mają też własną tożsamość, mają teraz problem z Polską – to, owszem, mają problem. Ale to też nasz problem, problem Rzeczypospolitej. To sygnał, którego nie możemy zlekceważyć. To sygnał, że są tacy obywatele, którym rozwiązania proponowane przez polskie państwo nie wystarczają. Mogą wybrać drogę – na przykład – Kluzik-Rostkowskiej, Bronisława Korfantego czy Tomasza Tomczykiewicza i, by chcieć coś zmienić, być polskim politykiem w polskim parlamencie. Ale jeśli są tacy, którzy – jak Jerzy Gorzelik – chcą  autonomii w ramach Rzeczypospolitej i potrafią to uzasadnić, także mają prawo do takich poglądów. I nikt nie ma prawa nazywać ich piątą kolumną.

Bo żyjemy w kraju i w cywilizacji, w której mamy prawo mieć prawa. I wara tym, którzy na to prawo się zamachują.

Warto zresztą przypomnieć, na czym polega różnonarodowa tradycja Rzeczypospolitej.

Polski stan narodowej jednolitości trwa zaledwie od końca II wojny światowej (a spuentowała go emigracja żydowska do Palestyny z przełomu lat 60-tych i 70-tych, która dokonała się pod mocnym ciśnieniem). Te kilkadziesiąt lat wystarczyło, by Polacy kompletnie zapomnieli, jak to jest żyć po sąsiedzku z osobami innej narodowości.

I Rzeczpospolita nie była państwem narodowym. Była państwem, w którym tak Koroniarze-Polacy, jak Litwini (Bałtowie, Rusini, Polacy z Wielkiego Księstwa), jak Rusini (ci, których obecnie zwiemy Ukraińcami), ale także Niemcy (jak większość Gdańszczan, Torunian, w tym Kopernik, ale i znaczna liczba mieszkańców większości miast w ogóle), a do tego Tatarzy, Ormianie, ale i – tak, tak – Żydzi, i „tutejsi” – zazwyczaj chłopstwo słowiańskie nie potrafiące określić swojej tożsamości narodowej i nie zastanawiający się nad nią – byli częścią Rzeczpospolitej. I ta supertożsamość była w Rzeczypospolitej istotna.

II Rzeczpospolita odrodziła się w chwili, gdy nacjonalizmy – już sformowane, bazujące na wspólnym języku i kulturze – były nie tylko obowiązujące, ale – wydawało się – istniały zawsze. Polska międzywojenna popełniła błąd, próbując jednocześnie powrócić na Kresy i być państwem narodowym. Bo Kresy nigdy nie były polskie w sensie etnicznym. Kresy, owszem, należały do Rzeczypospolitej, ale ich mieszkańcy nie mieli obowiązku bycia etnicznymi Polakami. II RP straciła swoją szansę zintegrowania ziem wschodnich z resztą kraju lansując właśnie wizję państwa narodowego. Gdyby próbowała zamienić tożsamość polską jako obowiązującą wszystkich na tożsamość Rzeczypospolitej (co postulował m.in. Cat-Mackiewicz), gdyby nie polonizowano na siłę, tylko równano w prawach, dowartościowywano język i kulturę ruską – być może ludność Kresów byłaby skłonna czuć lojalność do międzywojennego państwa polskiego.

Obecnie mniejszości w Polsce jest niewiele. A te, które są nie zamierzają opuszczać Rzeczpospolitej, nawet, jeśli podejrzewamy Gorzelika, że autonomią mydli jedynie oczy, a w rzeczy samej chce niepodległości (choć nie ma podstaw, by tak podejrzewać, tym bardziej, że sam Gorzelik widzi, że większość mieszkańców Śląska żadnej niepodległości nie chce i uważa się za Polaków).

Ale nawet tacy, którzy chcą oderwania od Polski nie będą mieli kogo ze sobą prowadzić, jeśli Polska

a) będzie krajem, który wychodzi naprzeciw obywatelom, a nie dzieli ich na lepszych i gorszych.

b) będzie krajem, w którym „tożsamość Rzeczypospolitej” będzie ważniejsza, niż bezwzględny obowiązek czucia się „etnicznym Polakiem”.

c) będzie krajem, z którego obywatele będą faktycznie dumni, a nie zmuszani do deklarowania dumy za pomocą moralnego szantażu.


16 komentarzy do “Jak sprawić, by Polacy chcieli być Polakami?”

  1. 1 brid, 5 kwietnia:

    Muzyka dla uszu 🙂

  2. 2 vongrzanka, 5 kwietnia:

    Bardzo słuszny tekst. Popieram.

  3. 3 AmF, 6 kwietnia:

    Czemu jakoś ominięto ciągoty kaszubskie?
    Autonomię Ślaska zacząć od autonomicznego ZUSu 😉

  4. 4 Pyjter, 6 kwietnia:

    Jerzy Gorzelik, nie Marek

  5. 5 Tomek, 6 kwietnia:

    Otóż to właśnie . Może zróbmy wreszcie coś ,żeby polacy chcieli być mieszkańcami tego kraju. Żeby nie musieli wyjeżdżać za chlebem za granicę , żeby mogli żyć w kraju w którym się urodzili i wychowali . Tylko myślę że z obecnym rządem , z panem Tuskiem na czele ,jest to niemożliwe.

  6. 6 Pingo, 7 kwietnia:

    Krótkie sprostowanie.
    Isle of Man nie jest częścią Wlk.Brytanii.
    Jest to coś pomiędzy państwem a Bóg wie czym. Np. jak brytyjczyk chce tam pracować to musi dostać prawo pracy.

  7. 7 Dębica, 7 kwietnia:

    Tytuł mówi sam za siebie. Pozdrawiam Dębiczanin

  8. 8 Ziemowit Szczerek, 7 kwietnia:

    @ Pingo. Wyspa Man jest dependencją Korony Brytyjskiej, podobnie, jak Guernsey i Jersey.

  9. 9 AP, 11 kwietnia:

    Ton artykułu poprawny politycznie, któż nie chciałby poszanowania odrębności, jeśli sie do niej poczuwa? A jeśli się nie poczuwa, to jakim prawem miałby jej w demokracji zakazywać?

    Problem tkwi raczej w intencjach separatystów. Dlaczego np. Pan Gorzelik opowiada się za autonomią Śląska? Czy Kaszubi domagają się autonomii? Czy górale się jej domagają? Ich odrębność jest uznanym faktem i nikt w Polsce jej nie kwestionuje. Czemu ma służyć autonomia? W czasach zaborów, a także podczas okupacji Niemcy chętnie podkreślali odrębność etniczną Ślązaków. Działając zgodnie z prastarą maksymą: „dziel i rządź” schlebiali tym, którym zależało na podkreśleniu swej odrębności.

    Pan Gorzelik wpisuje się w ten nurt, a \efekty jego działań można by prześledzić poprzez np. sondę uliczną na wiecu jego zwolenników. Ciekawe jaki poziom wiedzy posiadają, ile wiedzą z historii swego regionu i historii Polski. Wystarczyło by im zadać kilka pytań odnośnie choćby Powstań Śląskich. Mam wrażenie, że pobudki i emocje jakie popychają zwolenników Pana Gorzelika na ulice niewiele się różnią od emocji kibiców i fanów „Górnika Zabrze”.

    To niewątpliwie spora siła, którą niejeden demagog może sprytnie wykorzystać. Znamy to z historii. Lekarstwem na to powinna być przedewszystkim rzetelna wiedza.

  10. 10 Zwykly Polak 57 lat, 15 kwietnia:

    To dziwne jak w tej roznorodnosci nie potrafimy sie odnalezc,patriotyzm,honor,ojczyzna jakie to obce i niedzisiejsze,najwazniejsza globalizacja,coz historia kolem sie toczy…..Kochani Rodacy laczcie sie,a wszystko trzeba zaczac od rodziny i wychowania dzieci w tolerancji i poszanowaniu/jakie to proste/……….

  11. 11 bartexb, 15 kwietnia:

    No tekst jest nieźle napisany…
    Gdy czytałem o regionalnej tożsamości to przypomniał mi się test gimnazjalny i patriotyzm lokalny.
    Mieszkam na śląsku i nie nazywam się Ślązakiem lecz Polakiem, a to jest różnica.

  12. 12 W. Podlaski, 15 kwietnia:

    Zgadzam się z AP, że artykuł jest bardzo poprawny politycznie.
    Natomiast J. Gorzelikowi chyba chodzi o coś więcej niż regionalizm. Samo pojęcie ludności „narodowości śląskiej” (!?) jest używane i stosowane w debacie publicznej w opozycji do polskości (co jeszcze można jakoś zrozumieć), ale także do państwa polskiego.
    Jakże atrakcyjna wydaje się autorowi artykułu, ale zgubna może okazać się ogólnoeuropejska wizja separatyzmów, autonomizmów itp. uwolniona od pewnych utrwalonych mechanizmów kontroli (państwa, ew. organów UE) świadczą paroksyzmy wojen bałkańskich. Co nie znaczy, że podejrzewam iż dzisiaj RAŚ planuje wywołanie czwartego (antypolskiego „powstania śląskiego”). Jednakże jakieś przebąkiwanie chociażby o zmianie Konstytucji RP (postulat zniesienia zasady unitarności państwa i wprowadzenie federacji) to jest próba małpowania systemu ustrojowego Niemiec (tam wielowiekowe tradycje współistnienia wielu państewek – do zjednoczenia Niemiec przez Bismarcka 1871). Po co? – gdy polskie doświadczenia historyczne są inne.
    Jeszcze jedno – tutaj nie chodzi o wyobrażenia Ziemowita Szczerka o wspaniałym, spluralizowanym społeczeństwie polskim z całą gamą różnorodności regionalnych, tylko o rojenia panów Gorzelików i im podobnych.
    Idąc torem ich postulatów czemu nie zadekretować (uchwalić) za jednym zamachem istnienia „narodowości kociewskiej”, „kurpiowskiej”, „żywieckiej”, „kujawskiej” etc. ?

  13. 13 Ryszard -Katowice, 16 kwietnia:

    Nasze społeczeństwo jest zakompleksione,wystraszone ,a co najgorsze to opanowane przez masy ciemnoty , wręcz na granicy zabobonu.Czy nikt nie zauważył,że Panu Gorzelikowi zależy tylko i wyłącznie na dotarciu do stołków parlamentarnych.Jadąc na reginaliźmie uzyskuje wyjątkowo nie zasłużone profity/wytworzył atmosferę kiboli -klasyka z psychlogii „tłumu,”przy pomocy opętanych pismaków/.Na Śląsku ludzie chcą mieć spokój,pracę i rozwój,a tylko marginesowi zależy na awanturach.To może Pan Gorzelik już zacznie organizować t.z.w.” ustawki” pomiędzy kilkunastoma opcjami kulturowymi na Śląsku.Popieram rozwój osobliwości i tradycji reginalnych ,ale bez szowinizmów i seperatyzmów.

  14. 14 Wieśniak, 8 czerwca:

    Mam pytanie – co to jest April? Mówimy coś o polskości, a wygląda, że język polski zastępujemy chwastami. Czy robimy to dla lepszego samopoczucia (żeby udawać kogoś innego, bo inny to lepszy) czy z głupoty?

  15. 15 ubu, 8 czerwca:

    Po 89 ludziom odbiło. Większość to my mamy tzw. TUBYLCÓW. Są to osoby, które kochają…najbliższą okolicę. Do Polaków im daleko.

  16. 16 Kalendis Martius, 15 czerwca:

    Stał się chyba cud , nikt się nie kłóci , nie obrzuca wyzwiskami i obelgami jak to się zazwyczaj dzieje na forach internetowych .
    Jednak umiemy się ze sobą porozumieć i kulturalnie porozmawiać nawet jak się w przekonaniach różnimy .

    Taką Polskę Kocham.